◕
Moje milczenie bezwzględne atakuje najlżejszy szmer, ledwie ośmieli się zaszemrać,
Jakże cierpię, że nie dają wytchnienia moje nieprzystępne zbocza,
Gdzie jedyną gościnnością, jaką mogę ofiarować, jest uchwyt skalny,
a więc gościnność ledwie zaczepienia,
Ja, nieustająca w dążeniu ku wysokości,
Karmiąca się jedynie oschłością błękitu.
Patrzę na nieruchomą pielgrzymkę sosen do jałowizny mego szczytu.
Równiny, doliny, hale i wy, drzewa, wybaczcie mi moje niepokorne grzbiety!
Moje pożądanie największe – morze, ogrom leżenia, nieskończoność ruchu, objawienie obłoków!
Ku niemu bez wytchnienia wysyłam moje źródła najwrażliwsze, źródła życia i źródła rozkoszy!
Żadne z nich nigdy do mnie nie wróciło.
Wciąż nie tracę nadziei.
◕◕
Nie trzeba tracić nadziei….śliczny…Tamarko…