––––===≡≡ ◊
Znajomi z kościelnej ławki… Ona…
Sobota, Matki Boskiej Gromnicznej, już wieczór… Rozebrała choinkę, uprzątnęła inne świąteczne ozdoby, całe mnóstwo, bo tak najbardziej lubi od lat. Jutro znów niedziela… samotna, przecież nie pierwsza… Zastanawia się, do którego pójść kościoła… Św. Marcin, jej dawna, ulubiona parafia i obecna, św. Katarzyny, równie ukochana, są niemal w tej samej odległości. Z tym drobnym dylematem kładzie się spać, w środku nocy, bo wcześniej kończyła pisać kolejną książkę… to jej pasja! Na wszelki wypadek ustawia budzik w telefonie na wcześniejszą porę, bo w „Marcinie” msza święta rozpoczyna się godzinę szybciej.
Niedzielny poranek, choć już nie taki wczesny… Decyzja podjęta, idzie tam, gdzie powinna i gdzie bywa najczęściej, czyli do kościoła św. Marcina, bo potem bezpośrednio do domu, nie ma nastroju do szwendanie się bez celu… już od dawna. W kościele jest kilka minut wcześniej i jak zwykle siada w ławce na samym końcu… dalej już się nie da! To przyzwyczajenie z jeszcze nieodległych czasów, gdy nosiła swojej bardzo ciężko chorej matce jedzenie. Zabierała do kościoła w dużej torebce, kładła ją pod tą najdalszą ławką, żeby nie rzucała się w oczy, a po mszy wędrowała do matki, karmiła ją, przebierała… Bardzo smutna historia, ale to nie o tym…
Usiadła, a zaraz po chwili rozpoczęło się wprowadzenie do mszy… przecież gospodarz powinien powitać gości, a proboszcz podąża tym śladem… Za moment… dech jej zaparło… na chwilę, na dłużej, tego sama nie wiedziała… Czytaj dalej Puzzle życia… kolory kolejnych dni…